Uparci jak Osioł, czyli relacja w tamtą stronę część 3
Materiały w postaci wpisów są dopełnieniem naszej relacji na YouTube, gdzie nie zawsze udało się wszystko powiedzieć, przekazać.
Dzień 7 – Inna Albania
Durres żegnało nas deszczem, trochę niepewnie ruszamy w dalszą podróż wybrzeżem Albanii do Sarande. Im dalej jechaliśmy, tym bardziej zmieniał się krajobraz i widoki dookoła, coraz mniej był turystycznych “tłumów”, budynków w ruinie, śmieci.
Nie sądziliśmy, że czeka nas wymagająca trasa górska, na mapie wyglądało wszystko zupełnie zwyczajnie, a jednak!
Góra Cika o wysokości 2044 m n.p.m., która od strony drogi z Durres nie wyglądała jakoś oszałamiająco i nie zapowiadała tego, co będzie można zobaczyć po drugiej stronie. W przypadku drogi SH8 i góry Cika można zrozumieć, a w zasadzie zobrazować sobie stwierdzenie “nad poziomem morza”. Trasa wiedzie między górami, a wybrzeżem. Zatrzymanie się u szczytu góry Cika, poczucie górskiego wiatru, spojrzenie w dół w kierunku wybrzeża – kilka chwil, które sprawiają, że zaczynasz zauważać piękno, w kraju, który na początku nieco cię przeraził…
Warto też dodać, że droga SH8 jest jedną z najniebezpieczniejszych dróg w Europie.
Ciężko taką trasę znosiła SAABina, lecz mijała albańskie Mercedesy, które nie dały rady wspinaczce na szczyt i zatrzymywały się na dość wąskim poboczu.
Dojeżdżaliśmy powoli do Sarande. Nocleg ponownie zabukowaliśmy przez aribnb i w tym przypadku wszystko przebiegło, w jak najlepszym porządku. Oczywiście spróbowaliśmy najpierw zlokalizować budynek po zdjęciu jeżdżąc parę razy ulicą, ale najbardziej skuteczny okazał się telefon do właściciela i jego machanie z balkonu.
W kwocie 80 zł otrzymaliśmy kompletne klimatyzowane mieszkanie z dużym salonem z kuchnią, małą acz wyposażoną we wszystko, co potrzebne, łazienką i sypialnią, w której na suficie poprzyklejane były gwiazdki fluorescencyjne. Z dużego balkonu można było podziwiać panoramę Sarande.
Dzień 8 – Do Grecji na Prom
Następnego ranka szybko wymeldowaliśmy się z hotelu, zjedliśmy śniadanie w pobliskiej restauracji i ruszyliśmy do Grecji na prom.
Promy również odpływają z Sarande, lecz wtedy bilety są droższe, dlatego udaliśmy się w 120 kilometrową podróż do greckiej Igoumenitsy. Przekroczenie granicy w Sagiada Mavromati to była tylko parominutowa formalność. Promy na Korfu kursują średnio co godzinę. Koszt to 40 euro za samochód i po 10 euro za osobę, lecz jeśli będziemy wracać tą samą drogą i tymi samymi liniami, obowiązuje zniżkowy bilet powrotny. Zamknęliśmy się w kwocie 96 euro w obie strony, co jak najbardziej się opłaca.
Po półtorej godziny rejsu promem wjechaliśmy naszą SAABiną na wyspę Korfu.
Prosto z Corfu City pojechaliśmy spotkać się ze Stavrosem – właścicielem domku, który wynajęliśmy na cały nasz pobyt na wyspie. Odebraliśmy klucze, wypakowaliśmy rzeczy, W. powylegiwała się na hamaku, i wszystko zapowiadało, że będzie to jeden ze spokojniejszych dni podczas całej naszej wyprawy. Już nigdzie nie musieliśmy się spieszyć. Jedyne co nam zostało, to zrobienie zakupów, postanowiliśmy po drodze do sklepu odwiedzić jeszcze miejsce, gdzie byliśmy podczas zeszłorocznych wakacji. Jednak w ciągu kilku sekund wszystko się pozmieniało…