Czas wracać do domu – wyprawa “Uparci jak Osioł”
Historia ta jest kontynuacją relacji z naszej wyprawy „Uparci jak Osioł”.
Po pięciu dniach pobytu na greckiej wyspie Corfu, pomocy w schronisku dla osiołków oraz pomocy Peli czas wracać do domu i to dość szybko, bo z Pelą właśnie.
W planach była siedmiodniowa podróż wybrzeżem Morza Czarnego w Bułgarii, pobyt w delcie Dunaju w Rumunii, przejazd drogą Transfogaraską, jednak pewne miejsca trzeba było pominąć, aby jak najszybciej dotrzeć do domu.
Dzień 13 – Pora wracać
Po śniadaniu zapakowaliśmy się do SAABiny i po raz ostatni pojechaliśmy do schroniska. Chcieliśmy się pożegnać, pogłaskać ostatni raz adoptowaną Mikę za uchem, a przy okazji dostarczyliśmy na pożegnanie dla wszystkich osiołków kilka ogromnych soczystych arbuzów, które jak się dowiedzieliśmy są ulubioną przekąską dla osłów podczas upałów na wyspie. W Corfu City wysłaliśmy też około 50 pocztówek z osłami do osób, które wsparły naszą wyprawę.
Trudno było rozstawać się z wyspą, dlatego dosłownie przed nosem uciekł nam prom na ląd, więc musieliśmy poczekać około półtorej godziny na kolejny.
Na promie M. miał spędzić podróż z Pelą w aucie, lecz było tak gorąco i głośno, że mniejszym w ostateczności stresem dla Peli było wyjście na pokład, gdzie wzbudziła dość duże zainteresowanie.
Między innymi podeszło do nas węgierskie małżeństwo, które również chciało adoptować napotkanego w hotelu kota, lecz weterynarz niestety nie pozwolił im na to, tłumacząc się bardzo długo trwającym procesem tworzenia dokumentów potrzebnych zwierzakowi w podróży. Powiedzieli, że mieli zostać dłużej na Corfu, lecz ze względu na to co się dzieje i jaki los mają zwierzęta na tej wyspie, skrócili swój pobyt i raczej prędko nie wrócą.
Pela zniosła podróż promem nad wyraz dobrze. Po dobiciu do portu pozostało zatankowanie SAABiny do pełna, stację znaleźliśmy tuż przy wjeździe na autostradę prowadzącą wprost do Salonik. Im dłużej jechaliśmy, tym bardziej i szybciej chcieliśmy być w domu! Zdecydowaliśmy, że jedziemy tak długo jak się da, a noc najwyżej spędzimy w aucie, żeby od razu rano ruszać dalej. Takim sposobem około 22:00 przekraczaliśmy granicę Grecji i Bułgarii, gdzie uzbrojeni pogranicznicy machnęli ręką i nie pytając o Pelę puścili dalej. Nocna Bułgaria przywitała nas światłem kasyn – zakazanych w Gracji, a jednak umiejscowionych na wyciągnięcie ręki, zaraz za przejściem granicznym. Zmęczeni podróżą, zatrzymaliśmy się w środku nocy na parkingu jednego z marketów w Sofii. Rozłożyliśmy siedzenia w SAABinie, przykryliśmy się czymkolwiek, Pela wydeptała sobie miejsce na nas, zwinęła się w kulkę i chcieliśmy już tylko jak najszybciej zasnąć.
Noc nie należała jednak do najspokojniejszych. Hałas pobliskiej autostrady nie działał usypiająco, a dodatkowo nad Sofię przyszła porządna burza.
Dzień 14 – Rumunia wita
Po paru godzinach przerywanego snu, około 6:00 rano ruszyliśmy dalej przekraczając granicę Bułgarii i Rumunii na moście nad Dunajem. Obierając kierunek na najbardziej malowniczą i jak się później okazało także najbardziej obleganą turystycznie trasę drogi Transfogaraskiej.
Trasa ta o długości około 150 kilometrów prowadziła nas najpierw wokół jezior, aby później wprowadzić nas na sam szczyt.
Jak widać Pela była bardzo zainteresowana trasą, która wymęczyła SAABinę, a nas urzekła. Mniej więcej, tak wyglądała całą podróż Peli – spanie, przeciąganie się i pobudka jedynie na jedzenie i toaletę… Myślicie, że Pela może być jedynym kotem, który przejechał trasę Transfogaraską?!
Niedaleko trasy znaleźliśmy świetne pole namiotowe, gdzie zjedliśmy w końcu ciepłe danie i wyspaliśmy się na miękkim materacu w namiocie.
Dzień 15 – Kierunek Polska
Rumunia żegnała Nas pewnym niedosytem poznania tego kraju bardziej oraz rozwalonym przewodem chłodniczym, który szybko udało się uszczelnić na stacji paliw.
W drodze do Polski musieliśmy jeszcze przejechać przez Tokaj na Węgrzech, aby zakupić (bo jakżeby inaczej) wino z tych słynnych okolic znanych z winiarni. Do miasteczka dojechaliśmy późnym popołudniem i wydało nam się trochę wyludnione, ale bardzo malownicze.
Bardzo późnym wieczorem dotarliśmy do Naszej Polany – zmęczeni, ale szczęśliwi. Dopiero teraz poczuliśmy, że nasza wyprawa naprawdę dała nam w kość i przydałoby się dopiero teraz pojechać na wakacje odpocząć! Położyliśmy się w wygodnych łóżkach na piętrze pięknej naszopolanowej chaty, zasypialiśmy wsłuchując się w deszcz stukający o szyby. Nasza Polana ponownie gościła nas w deszczową noc, tak jak na początku wyprawy. Minęło dwa i pół tygodnia, a my mieliśmy wrażenie, że minęło przynajmniej kilka miesięcy.
Pozostało nam ostatnie 400 kilometrów do domu. Czym jest 400 km po przejechaniu ponad 5000km?! 🙂 Jednak ostatnie trzy dni wyprawy było bardzo męczące, marzyliśmy już tylko o tym, aby dotrzeć do domu.
Dzień 16 – Po Polsce
W dniu powrotu do domu zawitaliśmy jeszcze do kolegi, u którego czekały na nas wiązki elektryczne do naszych drzwi, żeby w końcu można było z nich w 100% korzystać.
Niestety wciąż jeszcze nie zostały zamontowane.
Powrót do domu to przede wszystkim przedstawienie naszym kocim domownikom Peli. Nie wiedzieliśmy jak Teo i Kicia zareagują na nowego kota, nie mogliśmy wyobrazić sobie żadnego scenariusza z wyjątkiem tego, w którym mieszkanie w ciągu kilku sekund wygląda jakby przeszedł przez nie huragan! Ku naszemu zaskoczeniu zapoznanie się kotów odbyło się w bardzo pokojowej atmosferze. Pela od razu poczuła się jak u siebie, a pozostałe koty, były tak bardzo zaskoczone małym pokrzywionym futrzakiem, że nawet się nie poruszyły 🙂
Pozostaje nam jeszcze udostępnienie podsumowania, gdzie ujawnimy wszystkie ceny i koszta naszej wyprawy, więc wyczekujcie go już niedługo.