Natura
“Lubię wracać tam gdzie byłem” śpiewał Zbyszek Wodecki, dlatego wykorzystując 30 urodziny Weroniki postanowiłem ją wywieźć na parę godzin do miejsca, które najbardziej lubimy na mazurach.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Do pokonania mieliśmy 170 kilometrów z Warszawy w kierunku jeziora NIdzkiego otoczonego wsiami i lasami.
Jezioro to jest jednym z nielicznych na, których obowiązuje zakaz używania silników spalinowych na łódkach więc można liczyć na ciszę i spokój. No chyba, że ktoś nie umie cumować bez silnika.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Celem naszego paro godzinnego pobytu było Pole Campingowe Drapacz Karwica z którego można podziwiać panoramę jeziora, zjeść coś, Lila mogła się swobodnie wybiegać, a ja pobłądzić z aparatem po okolicznych lasach (dzięki czemu powstał short – on poniżej).
Wyświetl ten post na Instagramie.
W drodze powrotnej pobłądziliśmy po leśnych drogach wskazujących wsie po drugiej stronie (wieś Oko) i musieliśmy zawrócić powstrzymani dzikim strumykiem.
Powrót do domu zatem wyniósł 215 kilometrów, ale co mnie zaskoczyło, SAABina spaliła jedynie 21 litrów gazu, czyli mniej niż 10 litrów na 100 kilometrów.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Niestety przygoda zakończyła się zauważeniem nieszczelności w układzie wydechowym – czyli mamy środkowy tłumik do wymiany.
Podsumowując – polecamy Wam rejony jeziora Nidzkiego – niedaleko, cisza i spokój. Camping czysty, cichy i spokojny (przynajmniej teraz).
Z pewnością znaleźlibyśmy tak kawałek swojej ziemi.