Niemcy cz.1 – SAABina na Gigancie
Po spokojnej i na szczęście bezdeszczowej nocy udaliśmy się do miejscowości Sellin na wyspie Rugia.
Pogoda nie rozpieszczała, a korek na jednej z dróg w kierunku docelowej miejscowości nasuwał skojarzenia z korkami na nasz Polski Hel.
Na wyspie Rugia, będącą takim naszym Ciechocinkiem – ostoją dla ludzi starszych lub potrzebujących wyciszenia, naszym celem była miejscowość Sellin z jednym z najpiękniejszych molo na niemieckim wybrzeżu.
Kapsuła, którą widzicie na zdjęciu powyżej to dość powszechny widok na molach w Niemczech.
Umożliwia ono zanurzenie się parę metrów pod powierzchnię wody i podziwianie tego, co się pod nią znajduje.
Z Sellina udaliśmy się dalej w drogę, ku wielkim okularom na plaży, na które nakierowała nas ekipa Busem Przez Świat. Nadmorskie Zingst to malownicza miejscowość, w której również znajduje się molo, bardzo podobne do tego z Sellina, lecz tu na plażę prowadziły nas urokliwe wąskie uliczki pełne sklepów i kawiarni.
Po wizycie w Zingst udaliśmy się do Wismaru – miejscowości, która jako jedyna podczas całej drugiej wojny światowej nie ucierpiała. Miasteczko trochę nam przypominało z widokówek Amsterdam (do którego dotrzemy następnego dnia). Małe uliczki poprzecinane kanałami z licznymi mostami. Padający deszcz nie ułatwiał niestety zwiedzania, ale nie poddawaliśmy się!
Niemieckie autostrady są idealne do jazdy na tempomacie. Można jechać i jechać, zapominając o przerwach, lecz zawsze warto zatrzymać się na przydrożnym parkingu, żeby chwilę odetchnąć i rozprostować kości. Na terenie Niemiec na tzw. MOPy można trafić często, znajdują się co około 10-15km. Niestety nie wszystkie są wyposażone w toalety, choć coraz rzadziej można takie spotkać. Nam się jednak udało! Gdy delikatnie siąpił deszczyk Michał postanowił “udać się na stronę”, która znajdowała się za górką. Podczas mini wspinaczki nóżka się ześlizgnęła i w kolanie coś chrupnęło. Oczywiście jak to on, bólem się nie przejął i kontynuowaliśmy podróż, bo “przecież wracać nie będziemy”. Tylko, że zwiedzanie piesze musieliśmy trochę albo spowolnić, albo ograniczyć.
Szykował się kolejny deszczowy wieczór, lecz przy pomocy aplikacji Park4Night szybko znaleźliśmy pole namiotowe, znajdujące się w miejscowości Boldenhagen. Kamping okazał się ogromnym kompleksem, ze wszystkim czego wypoczywające niemieckie i holenderskie rodziny potrzebują. Własne sklepy, bary, miejsca zabaw dla dzieci, wypożyczalnia rowerów i innego sprzętu oraz sala telewizyjna, na której akurat oglądano mundial.
Następnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy w kierunku Bremen, gdzie postanowiliśmy odwiedzić rybacką dzielnicę Schnoorviertel. To niesamowite miejsce ukryte jest praktycznie w samym sercu miasta. Urokliwe, kręte i wąskie uliczki oraz malownicze domki tworzą niepowtarzalną atmosferę. Dzięki tej niesamowitej architekturze z przełomu XV i XVI wieku, można poczuć się jak w bajce. Liczne malutkie pracownie rzemieślnicze zachęcają do podglądania przez okna, a kawiarenki zapraszają choćby na małą filiżankę kawy i chwilę oddechu, aby jeszcze bardziej zachwycić się tym miejscem. Każdy w tu znajdzie coś dla siebie.
Po zwiedzeniu Schnoorviertel postanowiliśmy odwiedzić jeszcze przed odjazdem Wallanlagen Park wyróżniający się piękną roślinnością i zabytkowym wiatrakiem w stylu holenderskim.
Po trzech dniach opuszczamy wybrzeże Niemiec i kierujemy się do Holandii, gdzie spędzimy kolejne 5 dni.
Krótkie podsumowanie podróżowania po drogach Niemiec:
– Autostrady, drogi ekspresowe i zwykłe bezpłatne (do 7,5t – powyżej winieta)
– Gaz LPG dostępny na prawie każdej stacji, lecz trzeba mieć na uwadze fakt, że są dwie końcówki pistoletów do tankowania (niemiecka i włoska) i nie są w żaden sposób oznakowane, więc warto mieć przejściówkę. Cena gazu LPG kształtuje się w zakresie od 0,60 do 0,80 Eurocentów. Niemiecka przejściówka na zdjęciu poniżej.
– Pola namiotowe i kampingowe są bardzo dobrze wyposażone i nie ma na co narzekać. Cena to od 25 Euro w górę (w zależności od standardu). Karta ADAC nie jest obsługiwana, jedynie ADAC CampCart (dodatkowo płatna).